20.12.2010 02:03
kurs na prawko i egzamin
Tym razem chciałbym opisać wam jak wyglądał kurs na prawko i
egzamin.
Od jakiegoś czasu nie mieszkam w Pl i
wszystko było załatwiane na raty. W pierwszej kolejności trzeba
było ogarnąć jakiegoś instruktora któremu nie będzie to
przeszkadzało i taki też się znalazł.
Cały plan
wydawał się bardzo prosty dwa urlopy, na pierwszym kilka godzin
nauki, na drugim reszta kursu i egzamin. i w sumie tak też było,
tylko że... oczywiście nie mogło to być tak proste jak wygląda,
na całe szczęście przygody które mnie spotkały okazały się
niezbyt groźne:)
Kurs rozpocząłem w maju zeszłego
roku, a więc pogoda była świetna do jazdy.
Na początek jazda
po placu MZ, godzinka po placu a następnego dnia kilkanaście
minut po placu i kilkadziesiąt na mieście a właściwie okolicznych
wioskach. Te dwie lekcje miałem przed weekendem, na
następną byłem umówiony już po nim, dokładnie na środę.
Niestety wiadomo jak to urlop, i okres letni, nie mogło być bez
piwka wieczorem (a był to wtorek wieczór przed lekcją).
Tylko to piwko przerodziło się w pomysł piwka z wkładką i na
jednym się nie skończyło. Skończyło się natomiast pomysłem
wyjazdu nad jezioro do Skorzęcina, ośrodka
wczasowo-wypoczynkowego oddalonego jakieś 30 km. Myślę że
znajdzie się niejedna osoba która wie gdzie to jest. A tam
kilka kolejnych piwek z wkładką i skoki do wody (wiem, należy mi
się za to konkretny opierdal) z rozbiegu. Ten rozbieg niestety
był tak niefartowny że skręciłem kostkę i to dość konkretnie,
uświadomiłem sobie to dopiero następnego dnia rano jak się
obudziłem. Jak się okazało wróciliśmy do domu ok 4.30
rano, a wstałem o 9, dodam że plac do nauki jazdy miałem 15 minut
drogi od domu, a jazdę miałem o 11. Mimo tego, że miałem jeszcze
sporo czasu to musiałem wstać i doprowadzić się do stanu
używalności. Ból głowy był przeogromny, miałem wrażenie,
że cała orkiestra dęta gra na kilku bębnach w mojej głowie, a
prawą kostkę miałem większą jak kolano, ale na lekcję jazdy
dotarłem na czas, nie dałem się :D:D:D. Na całe szczęście, na
placu był syn instruktora, który dzień wcześniej też
pobalował mimo właściwie środka tygodnia. Tak więc z dwóch
godzin jazdy zrobiło się wyjście do pobliskiego marketu po coś na
kaca, na ciepłe jedzenie z budki przed marketem i zaledwie 15
minut robienia czegoś co miało przypominać ósemki. Pod
koniec tej lekcji na placu pojawił się mój instruktor,
podszedł do mnie i podczas rozmowy oddalał się z każdym
wypowiedzianym przeze mnie słowem. Na koniec powiedział mi żebym
lepiej już poszedł do domu... domyślcie się sami dlaczego
hehe.
Druga część tego wpisu będzie już zawierać treść
na temat egzaminu, ponieważ reszta kursu przebiegła w sumie bez
zastrzeżeń i większych rewelacji, poza tym że była mocno
skrócona ;). Egzamin jak pisałem wcześniej miałem podczas
kolejnego urlopu, a więc w sierpniu.
Dzień: sobota,
godzina 7:00 moja pierwsza myśl: no k**** pięknie, czyli w piątek
nie będzie melanżu;/, druga myśl: za to w sobotę będzie trzeba
sobie odbić piątek i już humor był lepszy. Jak się później
okazało dzień i godzina była dobrze dobrana. Pobudka 4.30 i o 5
wyjazd, w Poznaniu pod ośrodkiem egzaminacyjnym znalazłem się w
zaledwie pół godziny, gdzie normalnie zajmuje to ponad
godzinę. Było to spowodowane tym, że nie znałem jeszcze trasy
egzaminacyjnej, właściwie to znałem, ale tylko teoretycznie,
ponieważ nie jechałem jej wcześniej i musiałem to zrobić przed
egzaminem jeszcze.
Następny krok, wejście na sale z
egzaminem teoretycznym, 2 minuty stresu i... zero błędów,
tak więc baaardzo pozytywnie. Kolejny etap praktyka na placu,
pytanko a właściwie polecenie z budowy motocykla: światła drogowe
i poziom oleju, wszystko poprawnie. Jeszcze tylko jazda na placu
i po drodze. Jazda po prostej i hamowanie awaryjne bez
jakichkolwiek problemów. Nadeszła ósemka, to co
wielu zawala. A mnie po głowie chodziła jedna myśl, "bez
gazu". Tak też się stało, niestety podparłem się na drugiej
ósemce, egzaminator tego nie zauważył, jednak nie
wiedziałem tego i zacząłem poprawiać. Po trzeciej kazał mi
przejechać i "ruszyć ze wzniesienia" po
którym usłyszałem, że nie widział jeszcze żeby ktokolwiek
tak wolno robił ósemki.
Ostatni krok jazda po
mieście, ostatni stres i się okaże czy wieczorem będziemy opijać,
czy zapijać. Wyjazd na ulice z ośrodka, pierwsze skrzyżowanie w
prawo, rondo prosto i słyszę w słuchawce tekst "pan to chyba
nie lubi prawego pasa" pokiwałem tylko głową na
potwierdzenie i mimo to jechałem dalej lewym :D. Kolejne
skrzyżowanie w prawo, nawrót w lewo skrzyżowanie prosto i
w słuchawce znów słyszę ten sam tekst, po głowie
przebiegła mi myśl że już po mnie, że mnie obleje. Jak się jednak
okazało po dojechaniu do ośrodka ten sam tekst usłyszałem po raz
trzeci a w raz razem z nim słowa "egzamin zakończony
pozytywnie". W tym momencie chciało mi się skakać z radości
jak małemu dziecku gdy dostanie cukierka. Wyszedłem z ośrodka,
wsiadłem do samochodu i włączyłem dość głośno jeden z lepszych
kawałków jakie miałem pod ręką.
Z
uśmiechem większym aniżeli Mikołaja Kopernika po odkryciu, że
Ziemia kreci się wokół Słońca, radością w sercu i spokojem
większym od Giocondy wróciłem do domu.
Komentarze : 19
no too neich CI bedzie, he he
road a Ty mi tu nei wymyslaj ;P
ano faktycznie, hehe pogubilem sie :D, no mialem przyjechac ale plany sie zmienily niezaleznie ode mnei ;/
gdzie nei przyjechalem ??
Ach, pamiętam mój kurs w zeszłym roku, kiedy to mój instruktor powiedział mi jedynie gdzie jest gaz, hamulec oraz jak wbija się biegi i tyle - całę szczęście, że już trenowałem na swoim sprzęcie wcześniej, bo jedyne jego uwagi podczas mojej jazdy, to że zbyt spięty jestem na ósemce... Dodam jeszcze, że ósemka na placu treningowym była o połowę mniejsza niż później na egzaminie, a na kursie jeździłem Suzuki Marauderem 150 ccm (taki mały chopperek :)
Na samym egzaminie sprawa wyglądała tak, że po pierwsze musiałem dwa razy przyjeżdżać, bo teoria była wcześniej, a w inny dzień praktyka. Po drugie, na części praktycznej troszkę się czas wydłużył, bo egzamin zaczął się o godzinie 7.30, a ja ukończyłem go niewiele przed 14 :/ Yamaszka egzaminacyjna miała tak zjechane sprzęgło, że trzeba było ostro gazować podczas ruszania, żeby nie przygasł. Ja byłem przyzwyczajony, że jak jeździłem moją nowiutką Kawką, to po prostu puszczam sprzęgło i nawet bez gazu motor rusza - niestety nie na Yamasze. Na początku mi zgasł, potem jeszcze chyba ze stresu jak robiłem slalom połączony z ósemkami, to jak już wracałem, to zatrzymałem się przy przedostatnim słupku, zamiast przy ostatnim ^_^ Trzeba było powtórzyć, ale potem już problemów nie było.
Btw u mnie jest trochę dziwna akcja z motorem, bo jak nie miałem prawa jazdy przez jakieś pierwsze 3-4 miesiące po kupnie motoru, to za ten czas zrobiłem ponad 3 tysiące km, a przez prawie dwa lata kolejne, kiedy prawko już mam, to jedynie niecałe 5 tys. - wychodzi na to, że brak prawka motywuje do jazdy :D
mala25, powiem CI tyle, ze mailem juz w planach jechac 11 grudnia do slupcy na Twoj konkurs, ale niestety... musialem przelozyc powrot do polski na 20 grudnia czyli na dzis, a dzis lotnisko mi zamkneli ...;/
No proszę ;D
Może do koszelówki pojedziemy- podobne klimaty, w sumie to i tu i tu mam blisko, raptem około 100km ;D
Gratulacje zdanego egzaminu ;)
Powodzenia w przyszłym sezonie.
Adrian
ps. do skoja mam jakieś 30 km ;)
skorzecin? pewnie ze wiem ;p wakacje są tam obowiązkowe ;D kurde to na moto robimy w wakacje wypad do skoja ;D ;p
a co do prawka to moj (co prawda na A1) kochany instruktor prawie zawsze spoznial sie o jakies 30 -90 min ;/ marzec/kwiecien - godzina 9 rano to byl standard ;/
dzieki road za stanie w mojej obronie;)
a co do Haggard i 1973 wiem ze nei bylo to zbyt rozsadne, ale nie chodzi o to zeby sie tym chwalic, tylko zeby ktos kto bedzie to czytal a bedzie w podobnej sytuacji czyt. w trakcie kursu nie robil takich glupot. A na swoje usprawiedliwienie dodam ze mtocyklem jezdzilem 15 minut z ustalonych wczesniej 2 godzin i to do tego jedynie po placu na ktorym bylem ja i syn instruktora, wiec zagrozenia dla ruchu nei powodowalem. Do waszej informacji jeszcze, nigdy odkad mam moja zonke nie wsiadalem na nia wczorajszy.
Haggard i 1973 -> o matko ludzie... przeczytaliście chyba wpis do połowy i zgrywacie tatuśków... ;/ nie jeździł motocyklem jedynie na placu zrobił kilka ósemek i odstawił w dodatku na terenie zamkniętym, motocyklu z kursu który jest przystosowany do gleb.
Myślę, że mimo wszystko jazda wychodziła mu dużo lepiej od ludzi którzy wsiadali pierwszy raz na placu ;]
Dodatkowo w bezpieczny sposób sprawdził jakie są efekty po takim nocnym imprezowaniu. Lepsze to niż na ulicy, czy też motocyklu, który do gleb przystosowany nie jest ;]
Haggard, wyobraź sobie jeszcze, że takiego buca mozesz spotkać w ruchu ulicznym. Może jestem jakiś nieprzystosowany, ale młodsze ode mnie pokolenie mocno mnie przeraża.
Jak czytam takie wpisy to mnie kurwica bierze.
Cymbał ledwo ogarnia motocykl, przyłazi na jazdy nawalony i jeszcze się tym chwali...
Tobie powinni dać taczkę gruzu do pchania i bilet na autobus a nie prawo jazdy na motocykl.
Ahhh skąd ja znam ten ból... :d
Mój kochany instruktor zrobił mi jazdę po mieście na 9 rano, tuż po mojej 18'tce ;] dodatkowo oczywiście był na imprezie i mnie pilnował, ale jego prezent był bezcenny :)
Stres przed egzaminem ajjjj cudowne uczycie, kiedy potem wyskakuje 0 błędów, wywołują na plac a pan z zaskoczeniem przygląda się małej kobitce, która o dziwo bez błędnie wykonuje zadania a w dodatku jeszcze na mieście wyprzedza ;] koleś jeszcze mnie zagadywał i rozśmieszał podczas jazdy, przez co stres się zmniejszył;)
pupilka instruktora to i dobrze nauczona, pamiętam jak dodatkowo ze mną zostawał jeździł i pokazywał wszelkie haczyli na placu i trasie (wspaniały chłopak).
Zaskoczyłeś mnie jazda po prostej i hamowaniem awaryjnym, bo u mnie to wycofali...miałam tylko slalom, ósemkę i start ze wzniesienia;]
Archiwum
Kategorie
- Ekstremalnie (8)
- Emigranci (1)
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (10)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)