10.12.2010 02:29
po co to wszystko
ten wpis w sumie wziął się z rozmowy z pewnym dobrym
człowiekiem
nie ma on n, a celu opowiadania moich
przygód na motocyklu, tego co na nim, a właściwie na NIEJ
przeżyłem, ale ma na celu rozmyślanie, po co tak naprawdę to
wszystko robimy, po co jeździmy, dlaczego te dwa kółeczka
sprawiają nam tyle frajdy, dlaczego wzbudzają w ludziach tak
skrajne uczucia, dlaczego w przeciągu zaledwie jednego dnia można
można największą miłość obrócić w największą niechęć,
dlaczego pomimo tego że wiemy jak jazda na motocyklu jest
niebezpieczna, jak bardzo kontuzyjna, cały czas to robimy. Pomimo
tego, że na dobrą sprawę w momencie kiedy przekraczamy
próg własnego bezpiecznego podwórka już możemy
zostać potrąceni przez jakiegoś kierowcę który nie zauważy
nas w lusterku, możęmy zderzyć się z jakimś idiotą którego
serce będzie zawistne do tego stopnia, że otworzy nam celowo
drzwi od samochodu stojąc w korku, gdy będzie widział jak się
zbliżamy i wymijamy te wszystkich nie martwiąc sie
korkami.
Chciałbym, aby każdy kto przeczyta ten
wpis odpowiedział w komentarzach dlaczego jeździ, co mu sprawia
największa przyjemność w motocyklach. Dlaczego pomimo tego, że
tak łatwo stracić zdrowie i życie przez cały czas traktujecie je
jako bardzo ważny element w życiu.
Ja może teraz
napisze coś o sobie i co ja widzę w tej zabawie.
Mam 23
lata, motocykl był zawsze niespełnionym marzeniem, nigdy nie było
mnie na niego stać. Dopiero dokładnie w zeszłym roku w mikołajki
znalazłem motocykl dla siebie - GSXR 600 K4. Wiem, nie najlepszy
sprzęt na początek zabawy.
W przeciągu roku od
tego zdarzenia moje życie wywróciło się zupełnie do
góry nogami. Poznałem nowych ludzi, którzy w
przeciągu zaledwie roku stali się mi bardziej bliscy aniżeli ci
których znam od kilku-kilkunastu lat, z którymi
spędziłem całe swoje dotychczasowe młode życie.
Przez 8 miesięcy użytkowania tego sprzętu narobiłem 11 tys km.
Sami możecie określić czy dużo czy mało, ponieważ wszystko jest
względne, powiem tylko tyle, że to największa ilość
kilometrów z całej mojej ekipy w jakiej
jeździmy.
8 miesięcy, ponieważ tylko tyle mogłem się
nią nacieszyć. Zakup był w grudniu, w styczniu niestety nie dało
rady wyciągnąć ŻONY na spacer, dopiero w lutym. I tak
przejeździłem te kilka miesięcy aż do 26 września, do czasu
wypadku, do momentu, który sprowokował pytanie czy było
warto ryzykować to wszystko co mam, czy naprawdę chce dalej
jeździć, czy był sens kupować motocykl???
Otóż
odpowiedź jest bardzo krótka, TAK DO JASNEJ CHOLERY.
Pewnie że było warto dla tych wszystkich chwil które
przeżyłem na swojej ukochanej. Dla tych wszystkich
samochodów mijanych w korkach, dla tych wszystkich kobiet
które się odwracały na dźwięk basowego pomruku leo vince,
dla tych setek, a właściwie tysięcy zakrętów na
których opona była rozgrzewana na całej powierzchni. Warto
było dla każdej gumy, zarówno tej na której
przejechaliśmy 2 metry jaki tej na której przejechaliśmy
20 metrów, warto było wycisnąć z ŻONY cała moc w jaką
została zaopatrzona i usłyszeć odcięcie na szóstym biegu.
Warto było...
Na koniec tego wpisu chciałbym tylko
dodać ze po tym wypadku mam 2 metalowe blaszki w
przedramieniu, 13 śrub i blizny z 28 śladami po szwach. Przez
około tydzień po wypadku niemogłem zwlec się z łóżka, ale
gdy już z niego zszedłem to znów siedziałem na motorze, co
prawda nie jeździłem, ale znów zasiadłem. Dopiero ok 2,5
tyg po tym zdarzeniu dane mi było prowadzić motor (nie napisze
jaka, żeby niektórzy nie dostali zawału).
Tak więc, ja wiem po co i dlaczego to robię...
Ktoś kiedyś powiedział JAZDA NA MOTOCYKLU TO
NAJLEPSZA RZECZ JAKĄ MOŻESZ ROBIĆ W UBRANIU ;)
Komentarze : 18
motocykle to cos pieknego ja zaczelem w bardzo mlodym wieku i jezdze do dzis nieraz jak mialem przerwe od motocykla to az czlowiek sie dolowal mial wiele ciekawych rzeczy do robienia a i tak zadna z tych rozrywek niemogla zastapic motocykla zycie bez motocykla to jak by ktos mi rece odciął po prostu masakra a kocham je za to ze w ciezkich chwilach motocykl pomagal oderwac sie od stresu i trudow calego dnia i jezdzac jak i po jezdzie czlowiekowi odrazu polepszal sie humor i wszystko latwiej przychodzilo dzieki niemu poznalem jeszcze wiecej ciekawych osob i jak ktos wyzej napisal mieli tez inne pasje ale dodawali ze bez motocykla niemogli by dlugo wytrzymac sam mam tez inną pasje oprocz motocykla ale ta stawiam na pierwszym miejscu lubie grzebac przy moto nie jedna noc spedzilo sie cala w garazu przy nim jak sie go malowalo czy tez cos dodawalo od siebie to jest cos pieknego :) kazda chwila przy 2oo jest czyms wspanialym niepotrafilem byc smutny na motocyklu nawet jak wskazowka od paliwa byla juz na czerwonym polu :D i powiedzenie dotyczace motocykli raz sprobujesz i juz niebedziesz chcial przestac jest bardzo trafione :D
do jazdy na motorze to trzeba dorosnąć takie jest moje zdanie mam 35 lat i właśnie przede mną pierwszy sezon na mojej boskiej 600 aż drżę na samą myśl, motor jest gorszy niż jakieś tam używki wsiadając na niego nie zadajemy sobie pytania czy z wyprawy wrócimy cali, tylko mamy już przed oczami obraz jak ciśniemy na trasie i to jest najpiękniejsze w tym wszystkim.Dla mnie jazda na motorze jest najlepszym antydepresantem, a mam bardzo stresującą pracę( jestem ratownikiem medycznym), pozdrawiam wszystkich użytkowników 2 i 4 kółek. Rozsądku i rozwagi wam życzę w tym nowym sezonie :))
latajacyczestmir pewnie ze nie jest :D nie dość że mina niewtajemniczonych jest bezcenna to i przyszła ludzka żona powinna brać przykład z tej ŻONY :D
ja moją nazywam swoją kochanką i dobrze nam razem:)
to może na początek odpisze Tobie R, dobrze że poza pozytywnymi komentarzami trafił się Twój. Biorąc pod uwagę ile ona ze mną przeszła przez jakże krótki czas który spędziliśmy razem wydaje mi się że nie jest aż tak bardzo pojebane, a żeby CI to uświadomić to dodam że o potomstwo z nią nie będe się starał ;)
Świat motocyklowy wcale nie jest jednorodny - jest nawet pełen antagonizmów, w co niektórzy nie chcą uwierzyć. Bardzo bliska jest mi wypowiedź Wojtka. Mitologizowanie motocykli wydaje się jakimś "lekiem na całe zło" tego świata. Świat ma wymiar zero-jedynkowy dla nastolatków, może dwudziestoparo, ale jak ma się lat 30 i dalej widzi się w motocyklu naszą, dobrą stronę świata, a w puszkarzach i całej reszcie tę złą, to się trzeba nad sobą zastanowić. Większość wpisów emanuje projekcją "nadymania" - że zacytuję Wojtka. Faceci widzą siebie jako Thora z Mjolnirem między nogami, kobiety ewokują Walkirie. Cóż z tego, że to towarzystwo nie bardzo wie, co to za nazwy, cóż z tego, że często sypie wulgaryzmami, cóż z tego, że robi motocyklistom podobny wizerunek, jak ten, w który ubierano perkusistów rockowych - jak się okazało, że któryś przeczytał ze zrozumieniem Tomasza Manna, to było wielkie zdziwienie. Jazda motocyklem jest tylko i wyłącznie przemierzaniem przestrzeni pojazdem mechanicznym na dwóch kołach, nie można w tym zamykać całego życia. Jeśli ktoś się na swoim blogu chwali, że miał(a) bekę na wykładzie z filozofii, bo to przecież debilizmy są, to znaczy, że z myśleniem nie tęgo, a skoro z myśleniem nie tęgo, to strach wyjeżdżać na ulicę, na której grasują niemyślące istoty. Mityczne przeciskanie się między "puszkarzami" znienawidzonymi jest możliwe tylko dlatego, że te straszne, mieszczańskie pierdoły mają oczy dookoła głowy i nie chcą zrobić krzywdy boskiemu Thorowi, czy boskiej Walkirii. W moim motocyklowym życiu poznałem fajnych ludzi, ale zawsze byli to tacy ludzie, którzy mieli jeszcze coś - pisali, fotografowali, byli wrażliwi na świat. Lansowanie się na blogu, czy motocyklu - to jest bardzo tani erzac. Życie jest o wiele bogatsze, niż przyjemne pokonywanie winkli w maksymalnym złożeniu. I naprawdę nie ma sensu dodawać hagiografii do śrub w kończynach. Dlaczego kierowcy samochodów nie zachowują się en masse na drogach publicznych jak na torze F1? To chyba mój ostatni wkład w wymianę myśli na Ścigacz.pl, pozdrawiam wszystkich.
No facet musze przyznac dobry wpis. Tez czesto sie zastanawiam nad tym wszystkim. Zwlaszcza ze mialam 4 wypadki w ciagu 5 miesiecy. W rodzinie juz dawno mnie wydziedziczyli, kiedy ostatnio ciotka dowiedziala sie ze jezdze mimo wszystko i ze na przyszly sezon juz planuje wyjazdy myslalam ze padnie mi na zawal.
Jednak tak jak mowila mi rodzina rok temu, co pamietam jak dzis "znajomych masz teraz bo masz motor, jak go stracisz stracisz i znajomych...". Wiecie jak sie wkurwiali kiedy prawie kazdego dnia ktos byl pod blokiem by mnie zabrac w trase? jak znikalam na cale dnie lub tygodnie bo jezdzilam z nimi? to bylo bezcenne, pokochalam tych ludzi i tak jak piszesz stali sie mi najblizszymi osobami. Zawsze moge na nich liczyc czy to szkola, zycie prywatne, kiedy mialam wypadek pierwsi przyjechali cala banda.
Przez wiekszosc sezonu nie mialam maszyny (sytuacja rodzinna, jeszcze przed wypadkiem) i wtedy byla juz dosc duza rezygnacja, aby zmienic 2 na 4 kola. Nawet juz ogladalam kilka fur, ale zawsze jak wsiadalam do jakiegos czulam sie ograniczona i w duszy "kurwa laska... co Ty robisz? MOTOCYKL! nie jakas pucha! wylaz z tego i wez sie w garsc!"
Decyzja zapadla jak po dlugiej przerwie i chyba juz po jakims wypadku pojechalam z wieksza czescia ekipy na miejsce gdzie zawsze jakis motocyklista jest no i byli! Po chwili bycia tam nagle sie wylaczylam a wlaczyla sie myslowka. Boze jak ja ich kocham, kocham ten klimat, te ich wyglupy, kiedy mozna przyjsc i z kazdym pogada, zadzwnic i o 3 w nocy i gdzies pojechac, siedziec razem w garazu i grzebac, wydurniac sie na ulicy i patrzac jak inni pukaja sie w glowe KOCHAM TO I ICH, ZROBIE WSZYTSKO BY MIEC 2oo! tak sie tez stalo... kasa pojawila sie jak z nieba a w zasadzie z malucha ktory zajechal droge i mnie troche poturbowal cala kase przeznaczylam na motocykl i motocyklowe sprawy.
Czesto zastanawiam sie czemu to tak wciaga...czemu mimo ze 4 razy moglam zginac, kumpel jeden juz nie zyje a jeden cudem przezyl to nadal jezdze? Czemu motocykl jest tak wazny dla mnie i ze potrafie zerwac z facetem ktoremu nie podoba sie moja pasja a cala kase laduje wlasnie w 2oo?
Nie wiem do cholery czemu, ale wiem ze mam to w sobie od embriona, kocham dzwiek sportowego wydechu i to jak padam zmeczona po calodniowej jezdzie,sorry faceci, ale to uczucie jest chyba lepsze niz orgazm, orgazm jest przy tym niczym :] i prosic sie nie musze a niunka zawsze jest zadowolona jak ja dobrze sie cisnie :D
Do czasu az mam 2 nogi i rece bede jezdzic! nie zrezygnuje i nikt mnie do tego nie zmusi. a czemu tego nie da sie wytlumaczyc tak samo jak milosci a dla mnie moja miloscia jest wlasnie motocykl:)
skladaj sie chlopie i wracaj na sezon do nas ! ;)
zrob wpis jak z tym wypadkiem bylo
nazywanie moto żoną jest troche pojebane.
Dlaczego? Bo dostarcza to adrenalinę od której się uzależniłam, bo wszystkie nerwy wyładowywałam właśnie jeżdżąc na moto, bo na sam dźwięk i widok moto podnosi mi się ciśnienie i serducho przyspiesza, bo dla nich chce się żyć :) Wszystkie dobre i złe momenty spędzam właśnie na moto no co prawda w zimę ciężko no ale... Bo ludzie z motocyklami są inni niż wszyscy... z nimi można się dogadać. Teraz gdy zaznałam tego wszystkiego co prawda tylko na 125 nie wyobrażam sobie życia bez moto. Jak dla mnie to filozofia życia - wymarzonego życia :)
"Zabierzesz mi moto - to tak jakbyś kazał mi przestać oddychać"
Dlaczego? Bo to wolność... Zabrzmi głupio, ale jazda na 2oo to uwolnienie się od codziennych trosk. Czujesz się wolnym, jesteś tylko Ty, twoja maszyna i szosa przed tobą... Po prostu Born to be wild :) .
Fatum 11 tys. km. Miałem podobną historie i nadal jeżdżę. Czemu ?? Bo nie może być inaczej. Pozdrawiam.
Jazdę na motocyklu ropocząłem wiele lat temu, w podstawówce startujac na Simsonie w rajdach w barwach miejscowego klubu. Potem było enduro, cross, kilkuletnia przerwa związana z nauką oraz pracą i znów powrót do motocykla endro i crossówki, a nastepnie od kilku lat do motocykla drogowego. Jenak jazda motocyklem nigdy nie była to dla mnie życiową potrzebą, a już nie śmiałbym powiedzieć, by z jazdą na motocyklu utożsamiać sens życia. Motocykl jest dla mnie wyłacznie jedną z przyjemnych form spędzania wolnego czasu obok nart, biegania, żeglowania itd. Dopisywanie do jazdy motocyklem jakiejś ideologii, przecenianie tego hobby, w moim odczuciu jest niepotrzebnym nadymaniem się, tym bardziej że na poziomie amatorskim jazda motocyklem szosowym (porównujac do innych form spędzania wolnego czasu) nie wymaga ani szczególnej wiedzy, ani wyskokiej sprawności fizycznej ani też złożonych umiejetności. Jest to w gruncie rzeczy dość pospolite hobby, aczkolwiek sprawiajace sporo przyjemności, i tylko tak należy to w mojej ocenie postrzegać. Byłbym jednak daleki od twierdzenia, że jazda na motocyklu to sposób na życie. Nawiązując do komentowanego wpisu mogę powiedzieć śmiało, że w ubraniu można robic wiele ciekawszych i bardziej satysfakcjonujących rzeczy niż jazda na motocyklu, a dylematy autora wpisu są w moim odczuciu, proszę o wybaczenie, nieco śmieszne. Jest tyle możliwości dla przyjemnego, mądrego oraz zdrowego spedzania wolnego czasu, że z jazdy motocyklem (niewatpliwie niebezpiecznej i uciązliwej dla osób postronnych choćby ze wzgledu na nie homologowane układy wydechowe stosowane przez niektórych niezbyt mądrych motocyklistów) można śmiało zrezygnować, chyba że ktoś na tej formie spedzania wolnego czasu buduje poczucie własnej wartości, co świadczy niestety o braku dojrzałości. Brak dojrzałości jest natomiast podstawową przeszkoda w jeździe na motocyklu. Autorowi wpisu życzę szybkiego powrotu do zdrowia i podjęcia słusznej decyzji na przyszłość.
Na wstępie chciałbym ująć iż jest to bardzo przyjemny wpis, taki inny niż dotychczasowe wpisy ludzi ;)
Od dziecka kochałem motocykle, w wieku 8lat zacząłem przygodę z "Motorynką" (łezka się w oku kręci, a Motorynka do dziś dnia jest u mnie, jeździ i ma się bdb :) )
Nie wyobrażam sobie życia bez motocykla, to coś więcej niż tylko kawałek stali, gumy i innych tworzyw. To coś co jest warte znacznie więcej niż płacimy przy zakupie, choć wielu dodatkowo dopłaca do zakupu swoim życiem bądź zdrowiem. Jeżeli ktoś raz wsiądzie, przejedzie się motocyklem- na ogół już mu zostaje, i dąży do tego by te "zauroczenie" a może i miłość ziścić. Nie każdemu jest to dane, jedni mają łatwiej inni muszą się trochę postarać.
Wsiadając na motocykl, wyjeżdżając z garażu, podwórka, nie myśle o tym czy cało wrócę, czy zsiądę z motocykla. W głowie zawsze kołacze się ta myśl, o tych chwilach, jakże pięknych- kiedy to jedziemy byle dalej, tam gdzie prowadzi droga. Cieszy dosłownie wszystko, zarówno kilkudziesięcio metrowa guma, uprzejmość NIEKTÓRYCH kierowców, "zielona fala" czy spotkanie innego motocyklisty a tym bardziej płci pięknej poruszającej się na jednośladzie :)
Od miłości, pasji do motocykli wyrwać Cię może tylko i wyłącznie nagłe wytracenie prędkości, nie spowodowane wciśnięciem klamki hamulca, lecz ...
No właśnie "lecz", LECZ ŻYJMY DALEJ, i róbmy co robimy- życie ejst zbyt piękne i zbyt krótkie by zamykać się w 4 kątach i próbować za wszelką cene "oszukać przeznaczenie"
Lewa w Górę, powodzenia w przyszłym sezonie- mam nadzieje że spotkamy się w Częstochowie na Otwarciu- a póki co... DO GARAŻY PANOWIE I PANIE- dopieszczać swoje ukochane ;D
18 XII odbieram swojego GS.
Wokół wszyscy mi tłuką do łba, że motor to śmierć, że zostanę kaleką itd.
A mimo to kupiłem motor. Wiem, że jestem pojebany, ale mam nadzieję, że kiedy złapię za kierę mojej bestii będę Einsteinem szos... tak sobie przynajmniej wmawiam ;-)
Dlaczego chcę jeździć motorem? Bo chcę w końcu zrozumieć "po co to wszystko"... ;-)
Ciezko opisac dlaczego i po co...
Motocykle nauczyly mnie byc odpowiedzialnym, uratowaly mnie w ciezkich momentach w moim zyciu.. spowodowaly ze zachcialo mi sie zyc pelna piersia. Mimo ze 8 lat temu nie moglbym tak powiedziec... teraz nie potrafie bez nich zyc.
To jest cos co mnie napedza. Cos na co sie ciesze jak idzie wiosna.. cos za czym czekam z utesknieniem jak spadnie snieg..
Jestem wdzieczny tym maszynom na dwoch kolkach bo pozwolily mi dostrzec wiele rzeczy... wypadki spowodowaly ze zaczalem zastanawiac sie nad swoim zyciem. Motocykle nauczyly mnie pokory.. jestem kim jestem dzieki nim dlatego oddaje im hold i nigdy im tego nie zapomne.
Zawsze twierdzę że zakup motocykla to jedna z najgorszych rzeczy jaka może się przydarzyć normalnemu człowiekowi.Jeśli ktoś kupuje pojazd z silnikiem wielokrotnie mocniejszym niż potrzebny do normalnej jazdy to prędzej czy później się od niego uzależnia.To co dla jednych jest czystym szaleństwem dla niego staje się największą życiową potrzebą,sensem życia...Praktyczne zastosowanie np przedzieranie przez korki schodzi na dalszy plan wobec błyskawicznie znikających samochodów widzianych w lusterkach,świata stojącego na boku na winklach czy odtoczenia widzianego z wysokiej gumy.Niema jak opisy własnego szaleństwa w otoczeniu podobnych sobie maniaków.Po tym przychodzi chwila refleksji,gdy z trudem poskładani przez chirurgów leżymy w szpitalu.Ci twardzi pytają najbliższych jak tam maszyna i myślą czy starczy pieniędzy na remont,ci słabi już nigdy nie wsiadają na 2 kółka.Czy warto?A czy warto co dzień walczyć z przeciwnościami losu by nazajutrz robić to samo aż do końca.Czy warto wieść szare i monotonne życie nudne jak flaki z olejem ale za to bezpieczne z obawy by ktoś nie nazwał nas wariatem?Moje uzależnienie trwa baardzo długo i jestem zdania że nic nie zastąpi tych chwil gdy zjednoczeni z maszyną czując zimny uścisk w okolicach serca lecimy przed siebie zasłuchani w szum wiatru i ryk silnika, wolni od trosk i myśli co będzie potem...Ci twardo stąpający po ziemi twierdzą że moto daje im adrenalinę,możliwość sprawdzenia czy poczucia się kimś wyjątkowym.Wszystko jedno co kto mówi,jedno jest pewne:jazda motocyklem to jedna z najpiękniejszych rzeczy jaka może nas spotkać ,nawet jeśli musimy czasem za nią zapłacić zdrowiem czy życiem.
kelus pewnie że można. teraz tylko po krótce Ci powiem że kobieta właczała się do ruchu, wyjeżdzając ze stacji paliw i wymusiła pierszeństwo. Mojej winy tyle, że jechałem troszkę szybciej niz powinienem bo to był teren zabudowany. Ale z góry mówie ze bylo poniżej stówy :D.
Ja co prawda jeszcze nie jeżdżę, ale będę jeździć z tego samego powodu co opisałeś. ;) Od małego mi się marzył motocykl, a w końcu tak się potoczyło, że wreszcie zacząłem spełniać marzenie. I wydaje mi się, że masz rację z tym poznawaniem 'moto-ludzi', którzy czasem stają się bliżsi niż przyjaciele od lat. Ale to motocykle łączą ludzi. Obyś jeździł dalej! Pozdrawiam! ;)
można wiedzieć jak się wysypałeś?
Archiwum
Kategorie
- Ekstremalnie (8)
- Emigranci (1)
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (10)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)