20.03.2011 23:49
nocne rozmyślania
Leżąc, lecząc problem problemu ze snem zdjeciami i tekstami związanymi z motocyklami natknąłem się na kilka które bardzo mi się spodobały i postanowiłem wkleić je tutaj, abyście także mogli poczuć to co ja. Poczuć tą ogromną chęć odpalenia maszyny i zaliczenia kilku kilometrów, złożenia się po raz kolejny za owiewką, poczucia pędu wiatru na każdym centymetrze ciała wystającym poza bryłę motocykla...
Na stacjach benzynowych najpiękniej jest o zmierzchu
Na stacjach benzynowych najpiękniej jest o zmierzchu.
Kuszą czerwonym, zielonym, niebieskim, gorącą kawą z plastikowego
kubka. Można pić opierając łokcie o stolik i gapiąc się na rzekę,
podczas gdy radio wypuszcza najgłupsze piosenki świata, a każda o
miłości. Droga jest rzeka a samochody rybami. Ryby nie czują, nie
maja wyobraźni. Należy znać ich zwyczaje, ale nie można się
gniewać, kiedy zabijają...
Uliczne sygnalizatory wieczorem
mają barwę uciskającą ośrodek nostalgii. Na ich drżących
stalowych ramionach przysiadają anioły, by zarzucać sieci.
Zwłaszcza w wietrzne kwietniowe wieczory, kiedy zapachy
eksplodują nad asfaltem. Spaliny wymieszane ze świeżą trawą i
wysychającym kurzem. Chciałoby się całą noc jeździć po
estakadach, słuchając tylko szumu ciepłego i zimnego powietrza
oraz jęku karetek. Odebrać błogosławieństwo od dworcowych
prostytutek, zajrzeć w otwarte okna podmiejskich pociągów.
Wypaść na obwodnicę, przebić kurtyny dymu z płonących
pomarańczowo łąk. Zapolować na lądujące samoloty, schodzące
łagodnie tuż obok. Dogonić kilka dawniejszych obrazów.
Nostalgia się wzmaga, trzeba by gdzieś dojechać, do kogoś
zagadać, ale co powiedzieć i komu? Już lepiej ocierać się o ryby,
śledzić ich ruchy, zaglądać do trzewi. W każdej siedzi Jonasz,
który drażni jej podniebienie . Na skrzyżowaniu nie patrzę
im w oczy, po co? Oni patrzą. Zajmuję im miejsce w kolejce do
nieba. Jestem ich mitem, jeźdźcem bez głowy, czarnym rycerzem,
Don Kichotem z La Manchy, człowiekiem w żelaznej masce, tancerzem
dance macabre. Jestem kotem z Cheshire, a oni zwykłą talią kart.
Kiedy zmieniam się w uśmiech bez kota, wybałuszają swoje rybie
oczy.
Najlepiej robić to dwójkami. Można wtedy
kontem oka zobaczyć siebie w tamtej sylwetce, odbijającej na
sobie światła latarni. Siać postrach wśród ławic, burzyć
ich szyki, uciekać, uciekać.
Nocne spotkania pod światłami.
Cześć, cześć, zmiana świateł i strzał adrenaliny. Pierwsze dwa
skrzyżowania to rekonesans, flirt, niby nam nie zależy, ale czemu
nie, jak ty to i ja. Potem bracie! Koło w górę i balans na
cienkiej granicy między błazeństwem a katastrofą. W głowie ujada
strach, najlepszy przyjaciel człowieka. Rwą się anielskie sieci.
Jeszcze nie, jeszcze nie teraz! Nagle się kończy, jeden w lewo
drugi w prawo, zwalniam o połowę, potem jeszcze o połowę, wracamy
do żon, do dzieci do domu. Znowu. Część mnie jeszcze nie duża,
leży w małej ciemnej jamie, wygrzebanej w ziemi razem z innymi. Z
wiekszością.
Kwadrans po północy...
... a ja dalej nie
mogę zasnąć. Czuje obok ciepło jej ciała. Księżyc łagodnie
obmywa bladą poświatą delikatny profil jej twarzy.
Dalej
jestem zły. Nie wiem - na nią, czy bardziej na siebie... Dziś
chyba
znowu powiedziałem o dwa zdania za dużo…
Staram się wstać z łóżka najciszej jak tylko potrafię,
chociaż wiem ze ona i
tak nie śpi. Powoli podchodzę do okna
i zza zasłony spoglądam na niebo.
Pełnia. Hmm, nic dziwnego
ze nie mogę spać. Przez kilka sekund walczę sam ze
sobą.
Nie, po prostu muszę, bo zwariuje! Wiem ze będzie jeszcze
bardziej zła,
ale ja po prostu musze! Odwracam się i w
drzwiach chce powiedzieć cos w
stylu: „niedługo
wrócę”, ale słowa grzęzną mi w gardle. Dziś znowu
powiedziałem o dwa zdania za dużo…
W
przedpokoju – kask, kurtka, rękawice, z szafy wyciągam
spodnie i
żółwia. „Weź coś pod szyję, bo się
zaziębisz...” – „he he, dobrze mamusiu”
–
nie znosiła, gdy tak do niej mówiłem. Hmm,
dzisiaj się o mnie nie zatroszczy…
Zbiegam do
garażu. Kluczyk w stacyjce i po chwili wśród nocy rozlega
się
mruczenie obudzonego do życia silnika. Wskakuje na
siodełko i … w imię Ojca i
Syna i Ducha Świętego,
amen. Nie wiem, dlaczego, ale zawsze to robię, gdy
wyjeżdżam w nocy…
Ulica lśni jeszcze od wieczornej
rosy. Idę spokojnie wśród śpiących domków
mojego osiedla z marszową nieco powyżej obrotów biegu
jałowego. To ze ja nie
mogę zasnąć, nie znaczy, że inni też
mają nie spać. Ech, maszyna i tak
jeszcze nie złapała
temperatury.
Mijam pierwsze skrzyżowanie, sygnalizatory
mrugają do mnie swoimi żółtymi
ślepiami. Zatrzymuje
się, prawo – lewo – wolne – ogieeeń. Jeden,
dwa, trzy i
kolejne światła. Tym razem tylko trochę
zwalniam, prawo – lewo – nic, więc
redukcja i
gaaaz. Światła latarni i neony wystaw sklepowych kreślą migotliwe
wzory na szybie kasku. Poprawiam się w siodle. Hmm, jednak
zimno – trzeba
było wziąć coś pod szyje… ech,
co ja gadam?
Kolejne światła, te jednak działają. Dojeżdżam
do pasów – czerwone. Jakaś
spóźniona
para przechodzi na drugą stronę. On okrywa ją swoją
kurtką.
„Zmarzniesz mi Kotuś”. Przechodzą metr ode mnie
– tak blisko i tak
daleko. ”Kochankowie w
ciemnościach, na cztery i pół godziny do nieba
wzięci”. Ciepła skóra jej szyi pod moimi ustami,
muśnięcie miękkich włosów
jak dotyk delikatnych
skrzydeł motyla, tak jak wtedy, gdy…
- No jedziesz
ku…wa, czy nie?!
Rzeczywistość upomina się o mnie
bełkotliwym wrzaskiem.
- Przecież zielone! Na co czekasz
pojeb…cu?!
Stojący za mną taryfiarz wychyla się
przez boczną szybę swojego śmierdzącego
pijackimi
wymiocinami samochodu i wciska klakson do oporu.
Zagryzam
wargi, wciskam sprzęgło, klik – jedynka, szpula odkręcona,
palec
wskazujący na klamce przedniego hebla. Rynsztok
przekleństw tłustego
taksówkarza milknie spłoszony
przez czyste crescendo śpiewającego na wysokich
obrotach
silnika. Strzelam ze sprzęgła i rozlega się pisk tańczącej po
asfalcie opony. Zwalniam hebel, domykam i nagle otwieram gaz.
Przednie koło
kreśli łuk wędrując w górę. Przechodzę
przez skrzyżowanie na gumie a
taksówkarz
wróci dziś do swojego szarego, pustego, plastikowego życia
i
opowie żonie, jakiego to złego motocyklistę spotkał na
mieście. „No mówię ci
Hela, przeszedł koło
mnie ze dwieście na godzinę na jednym kole! Pewnie
pijany
był, albo się jeszcze jakichś narkotyków nawąchał! Dawca
nerek jeden”!
Inny świat, inni ludzie… Ale, na
kogo jestem bardziej zły? Na niego, na
tamtych dwoje, czy
na siebie?
To już nieważne. Dwupasmówka prowadzi
mnie łagodnymi łukami do obwodnicy.
Zaraz park, trzeba
zwolnić. Domykam gaz i wpatruje się w ciemność na prawym
poboczu. Nagle jest! Kilkanaście metrów za znakiem
ograniczenia prędkości
szczerzy się pośród drzew
biało niebieski pysk suki. Dziś niedziela. Czekają
na
gówniarzy wracających tędy z dyskotek. Nawaleni, w
samochodach bogatych
tatusiów pędzą w kierunku
przedmieścia. Hmm, od każdego dwie, trzy stówki i w
jedną noc można uzbierać drugą budżetówke.
Świńskie oczka lustrują mnie spod daszka białej czapki. Na
nieogolonej
mordzie wymalowany szczyt osiągnięć
intelektualnych – matura w wieczorowym
technikum
mechanizacji rolnictwa.
He he – uśmiecham się pod
kaskiem, trzydzieści dziewięć na godzinę i ani pół
grama więcej, jak od linijki. W zeszłym roku dałem się tu
złapać – „
przekroczył pan prędkość o 12 km/h,
to będzie mandat karny w wysokości… hmm,
no chyba ze
się dogadamy?”. Portret Kazimierza Wielkiego na niebieskim
papierku załatwił sprawę. Ale dzisiaj nic na mnie nie mają.
Za parkiem ostry zakręt w prawo. Już mnie nie zobaczy, he
he , ale za to
usłyszy! Redukcja i gaaaz w opór!
Moto wyje na wysokich obrotach, wskazówka
kolejny
raz pnie się w górę z zawrotną prędkością. Wspinaczka po
drabinie
kolejnych przełożeń. Wypadam na obwodnice. Pusto,
tylko w przeciwną stronę
wlecze się jakiś zabłąkany,
zdezelowany merol na ukraińskich blachach. Ech,
załadowany
po sam dach jakimiś rupieciami. Jak oni to robią, że te samochody
są jeszcze w stanie jechać po przekroczeniu ładowności o
dwieście procent?
Teraz odkręcam do oporu. Czarna wstęga
drogi ucieka w tył z zawrotną
prędkością. Mijam jakiegoś
Tira. Gdy jestem już przed nim słyszę dźwięk jego
syreny.
Zwalniam i zjeżdżam z powrotem na lewo, pozwalając mu się ze sobą
zrównać. Kierowca przyjaźnie macha przez otwartą
boczną szybę. Odwzajemniam
pozdrowienie. Trucker unosi
kciuk w górę. Kiwam głową na znak ze zrozumiałem
i
dodaje gazu wychodząc przed niego. Strzał ze sprzęgła i pysk
motocykla
znowu unosi się celując w rozgwieżdżone niebo.
Wstaje na podnóżkach i kiwam
kierownicą w prawo i
lewo. Gdy, po kilkuset metrach znowu opadam na cztery
łapy
w lusterkach widzę podwójne mignięcie czołowej baterii
halogenów
drogowego olbrzyma. Heh, chyba poprawiłem
facetowi humor. Pewnie sam kiedyś
jeździł… hmm
pierwszy dobry uczynek tej nocy.
Późno, pora wracać,
ale jeszcze chwila. Ostatnia prosta i do domu. Odkręcam
gaz
i kładę się na zbiorniku. Motocykl wibruje. Kilkanaście
centymetrów
poniżej mojego serca, bije metalowe
serce maszyny. Ponad kaskiem przewalają
się z rykiem masy
mroźnego, nocnego powietrza. Jeszcze tylko trochę, jeszcze
trochę! Wskazówka wychyla się coraz bardziej w prawo.
Silnik śpiewa na
najwyższych obrotach! Światła latarni
rozlewają się w świetliste smugi.
Wtulam się jeszcze
mocniej w motocykl… Już dość… strzępy codziennych
problemów zostały daleko w tyle… mogę do Niej
wracać.
Powolutku mijam kolejne domki. Wtaczam się na
podjazd i gaszę silnik. Gdy
zamykam za sobą drzwi garażu
słyszę ciche cykanie stygnącego metalu mojego
motocykla.
Nie wiem, co bym bez niego zrobił… w taką noc…
Cicho wślizguję się pod kołdrę. Ona udaje ze śpi. Przytulam
twarz do jej
ciepłego brzucha.
Po chwili kładzie mi
dłoń na głowie. Spoglądam w gorę, prosto w jej wilgotne
oczy.
- Wiesz, że ja…- próbuję sklecić coś
na kształt przeprosin
- Ciiii, nic nie mów –
kładzie mi palec na ustach. – Śpij kochanie…
Chyba, dlatego jest dla mnie najważniejsza. Dlatego że
rozumie jak ważny jest
dla mnie
On …
.... mój motocykl ...
Jeżeli wytrwał ktoś do końca to gratuluje ;)
Komentarze : 16
szkoda, że tak mało jest osób które potrafią zrozumieć naszą miłość nie tylko do człowieka, ale i do motocykla :(
świetne są te teksty, w sumie szkoda, że nie Twoje ;]
Jak nie czytałem nigdy takich długich wpisów, to teraz zacznę :) naprawde fajnie się to czytało - szczególnie gdy człowiek wyposzczony po przebytej dopiero co zimie..
niesamowite!! w tym tekście zawarta jest cała masa uczuć, które niejednokrotnie przeżywałem. Czytając ten artykuł, czułem jakby to moje myśli ktoś przelał na papier.. Szacunek dla autora! I dzięki Ci, że podzieliłeś się z nami tym tekstem :) LWG!
tu nie ma czego gratulowac ze ktos do konca wytrwal;d ja osobiscie zalowalem ze wpis juz sie konczy;d;p bo jak dla mnie jest on zajebisty i zajebiscie ciekawy;d oby wiecej takich;) lewa;)
jeszcze raz dzieki ale powtarzam, ze poza wstepem reszte znalazłem w necie i nie przypisuje ich sobie, a okrutnie mi się spodobały więc postanowiłem się nimi podzielić.
Strasznie dlugie nie chcialo mi sie czytac ale [+]
Kolego... pisz dalej! To co stworzyłeś jest istnym majstersztykiem! Ująłeś sedno sprawy. Pięknie napisany- ZDECYDOWANIE NAJ NAJLEPSZY!! wpis na całym blogu ścigacza ;) Nie ma na niego kozaka
LWG, do zobaczenia na drodze ;)
Tak właśnie myślałem. Też się na te teksty kiedyś natknąłem.
o kurde, ciary mnie przeszły. Coś zajebistego. Więcej chcemy ; )
motocyklista z krwi i kosci, genialnie napisane. Pasja przelana w drobne literki. Pozdrawiam
jak to jest, że ktoś: syntetycznie, chirurgicznie, celnie ktoś wyciął moje myśli z głowy i przelał na papier. Przecież, gdy nocą jeździłem po mieście jego tam nie było. Niepojęte, niesamowite. hm, niebywałe
dzieki, ale tylko niestety wstęp jest mój, oba teksty jak pisałem znalazłem szperając w necie
POEZJA PISZ WIECEJ LEWA!
pisz więcej stary. :)
ja pierdole.. nic lepszego nie czytałem na riderblogu..
Chciałbym umieć tak pisać.
Archiwum
Kategorie
- Ekstremalnie (8)
- Emigranci (1)
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (10)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)